Z Gliwic wyjechaliśmy po 22, po kilkugodzinnej trasie dotarliśmy do Berlina. Z lekkę reisefiber pożegnałem się z tatą i wyleciałem do Madrytu. Moje obawy dotyczące podróży samemu nieco się sprawdziły, gdyż prawie zgubiłem się na kurewsko dużym lotnisku w Madrycie, po którym o dziwo podróżuje się podziemnym pociągiem. Zapakowałem się w samolot i ruszyłem do Limy. Poza Hiszpanami, Peruwiańczykami na pokładzie znalazła się także młodzieżowa reprezentacja jakichś atletów z Rosji (same zakazane ryje) i Włoch.