Podróż autokarem Cruz del Sur była całkiem przyjemna, mimo tego że trwała około 16 godzin, widoki zdecydowanie rewanżują stracony czas. W większości trasa obejmuję Panamericanę. Szkoda tylko, że tą drogę będę musiał przebyć jeszcze ze 3 razy co najmniej. Miło było w końcu zobaczyć Museo Archeologico na Cruz Verde Calle i odpocząć po tej długiej podróży. Pierwszy tydzień w Arequipie spędziłem przede wszystkim na rozpoznawaniu terenu oraz próbowaniu tutejszego jedzenia oraz napojów. Powiem szczerze, że chyba stałem się amatorem peruwiańskiego jedzenia a smakołyki takie jak: Papa Rellena czy Chorizo (kiełbasa w bułce z sałatą i chipsami, do tego najlepiej ostry sos) będą częstą opcją mojego posiłku. Fajki mają tańsze niż u nas, spróbowałem kilku tutejszych m.in. Inca i Che. Całkiem, całkiem, ale mam zamiar znowu spróbować rzucić ;) Muszę także przyznać, że jestem częstym gościem Alliance Francais, czyli kawiarni/naleśnikarni, dzięki której mam
kontakt ze światem. W Arequipie okazało się, że mój żołądek nie jest taki twardy, 2 dni sraki, jednak po zjedzeniu tutejszych tabletek dwa dni bez srania. Trzeba się poważnie zastanowić sprzedażą tego typu tabletek w Polsce. Jest to jeden z moich nowych pomysłów na biznes. Z rzeczy, których nie ma w Polsce próbowałem także Inka Cole, która jest całkiem smaczna, przypomina jakiś smak
dzieciństwa (gumy turbo?) Niezdatna do picia po wygazowaniu. Przy muzeum mamy ogródek, w którym rosną ostre papryczki rocoto i kaktusy San Pedro, mam nadzieje, że obu rzeczy uda mi się tutaj spróbować. W zasadzie papryczki już jadłem, więc pozostają kaktusy :)
Jeśli jesteśmy w Arequipie to pracujemy w "laboratorium", czyścimy ceramikę, tekstylia, kleimy, robimy fotki i takie tam. Jest tutaj całkiem przyjemnie.