Przyznam, ze obawialem sie troche mojej samotnej podrozy do Chavin. Moj hiszpanski ssie. Jedyne co mnie pocieszalo to ze na miejscu ludzie gadaja po angielsku i tak posrednio bylo.
Tak sie zlozylo ze dojechalem tam 8 lipca w piatek. Nastepny tydzien byl tygodniem fiesty :) I mylilem sie, prawdopodobnie Chavin bylo tym co mnie najlepszego spotkalo :)
Juz w sobote okazalo sie ze miejscowi robotnici przyrzadzaja Pachamance - tradycyjny posilek, zlozony z ogromnej ilosci miesa, roznych odmian ziemniakow i roslin straczkowych. Wszystko to robi sie kilka godzin pod przykryciem na rozgrzanych kamieniach. Jakby to powiedzial pewien A. - "delicious"
I rozpoczal sie tydzien fiesty, balety, tradycyjne tance, tradycyjne jedzenie, fajerwerki, ludzie rozdaja piwo za darmo na ulicy i przede wszystkim moj ulubiony zespol - Tropical Power. Zyc nie umierac. Oczywiscie nie moglo obyc sie bez uszczerbku na zdrowiu. Jest tak przyjete, ze z prawie kazdych wykopalisk przywoze nowe blizny. Dostalem resztka fajerwerka w oko, z okiem wszystko w porzadku ale blizna pewnie pozostanie.
Same wykopaliska cos pieknego, codziennie nowe elementy architektoniczne, nowe artefakty, wspaniali ludzie, mimo tego ze kontakt czasem byl utrudniony. Po pracy - praca w laboratorium. Brak czasu zeby pomyslec o czymkolwiek.
Brak kontaktu ze swiatem, w okolicznej kafejce internetowej, zeby zalogowac sie na maila potrzebowalem pol godziny. Potem okazywalo sie ze i tak nie moge przeczytac maila bo net jest zbyt wolny.
W pierwsza niedziele wybralismy sie na piesza wycieczke w gore, cos co Majduś lubi najbardziej. Pobliskie wzgorze o nazwie Shallapa oraz szczyt Pojoc pozniej. W sam raz na poczatek. Weekendy mijaly na ogol pod haslem: caja cervezas, dyskoteka, piscoteka. Niedziela zatem byla jedynym dniem kiedy mozna bylo wybrac sie w gory, jedyny dzien bez pracy.
Zapomnialem wspomniec, ze w czasie fiesty mialem ta nieprzyjemnosc wybrac sie na walki bykow (corrida) Naprawde nie chcialbym znow tego ujrzec. Po okolo 2 minutach byk dostaje kose w plecy i torreador pokazuje swoje 'umiejetnosci' podczas gdy jucha leje sie litrami z plecow byka. Nie wytrzymalem i wyszedlem w trakcie drugiej walki. Bezmyslne zabijanie zwierzat na oczach publicznosci.
Tygodnie mijaly, w tym czasie mialem mozliwosc zobaczenia stanowiska noca, gdyz tylko dwa lub trzy dni w roku je oswietlaja. Probowalem swych sil z instrumentem Pututo - czyli muszla Strombus, ktorych uzywali starozytni Chavinianie. Z okazji 28 lipca bralismy udzial w paradzie. Jako jedyny przedstawiciel naszego kraju, uczestniczacy w tym czasie w Projekcie Chavin de Huantar mialem takze swoj proporzec/proporczyk.
Nadszedl czas pozegnania wiec 10 sierpnia spakowalem swoj plecak i wyruszylem do Limy, nastepnie do Arequipy. Przyznam sie, ze jestem zmeczony calym tym wyjazdem i tesknie. Miesiac do powrotu do kraju, gdzie moje Tyskie? Przed wyjazdem moze uda sie jeszcze wspiac na Misti, mam nadzieje. Pozdrawiam