Ucieszyłem się niezmiernie, że nie zgubili mojego bagażu, w którym miałem ze 3 kilo kiełby i kabanosów. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie także widok Amazonki z okna samolotu. Z lotniska odebrali mnie "swoi", po czym pojechaliśmy do hotelu Espania (hotel, w którym posiłki jada się na dachu, w otoczeniu dwóch papug, 3 pawi i ogromnego żółwia, niesamowity klimat). Obejrzeliśmy trochę zdjęć z ich pobytu wypiliśmy piwko i poszliśmy spać. Kolejnego dnia pojechaliśmy do dzielnicy Miraflores, pospacerowaliśmy, dowiedziałem się kilku istotnych rzeczy i zjadłem pierwszą potrawę, mianowicie Cebiche do pescado, czyli surowe kawałki ryby w sosie z limonki z ostrą
papryczką i słodkim ziemniakiem. Dla mnie bomba. Po południu pożegnaliśmy dziewczyny, które wracały do Polski i wyruszylismy autokarem z Łukaszem do Arequipy. W między czasie usłyszałem historie na temat taksówkarzy (taksówki są głównym środkiem transportu), którzy ponoć porywają ludzi, najczęściej gringos, wywożą w okolice wulkanu Misti koło Arequipy, okradają i albo porzucają albo zabijają. Jak nie wrócę to wiecie gdzie mnie szukać ;)