W poniedziałek wyruszyłem autobusem z Szymonem do Mollendo nad oceanem. Droga była dość krótka, gdyż trwała ok. 2,5 h, 10 soli na głowę. Mollendo okazało się wymarłym miastem turystycznym, poza sezonem. Gdy dotarliśmy na miejsce Alberto pokazał mi mój pokój w Hotelu. Byłem jego jedynym mieszkańcem, poza jakimś cieciem, który tego wszystkiego pilnował. Poza tym standard, czyli brak ciepłej wody i jednej szyby w oknie (całej) ale było na czym spać. Przyjechałem tutaj żeby rysować materiały do mojej magisterki, jako że czas mnie gonił pracę zacząłem jeszcze tego samego dnia. Przed wyjazdem tutaj dostałem od dziewczyn mapkę, z miejscem gdzie można zjeść najlepsze chorizo ever, niestety pani, która je sprzedaje nie było w tym samym miejscu.
Jeśli chce się tanio zjeść można iść na menu (dwa dania), które jest całkiem smaczne a kosztuje tylko 6 soli. Jednak ja przyjechałem tutaj z nadzieją, że uda mi się zjeść rybę, w końcu to nadmorski kurort. Z poleceń dziewczyn wybrałem się do restauracji Marco Antonio, gdzie zjadłem jedną z najlepszych ryb jakie jadłem - Corvinę z pieczarkami. Po kilku dniach poszukiwań i pracy od rana do wieczora udało mi się znależć panią z chorizo. Może nie było najlepsze jakie jadłem, za to było najtańsze :) 2,5 sola i było całkiem smaczne. Szkoda, że nie miałem czasu zbytnio pozwiedzać, w niedzielę wyruszamy do Limy, potem do Amazonii na naszą wycieczkę. Zaraz po wyjeździe jadę prosto do Chavin na wykopaliska. Udało mi się załapać robotę z Amerykańcami dzięki Tomkowi. No i przesiedzę tam co najmniej miesiąc. Pozdro! Zamieszczam parę zdjęć, niektóre nie moje z wcześniejszych pobytów naszej ekipy. Niestety nie miałem za dużo czasu na fotografowanie.