Bilet na barke nie byl tani (70 soli) ale to w koncu ponad dwa dni podrozy. Pozniej dowiedzielismy sie ze w cenie biletu zapewnione jest takze zarcie nic bylo zatem moje 12 bulek i puszki tunczyka ktore kupilem przed wyplynieciem. Po wejsciu na poklad od razu zamontowalismy swoje hamaki i poszlismy w lekka kime. Podroz barka bylo tyle niesamowita, ze na kazdym przystanku wsiadali ludzi i sprzedawali miejscowe przysmaki. Dzieki temu mialem okazje sprobowac nowego gatunku bananow, nowych owocow ktoreych nazw nie pamietam, orzechow ktorych nigdy nie jadlem oraz suri - wedzonych larw. Nie ukrywam ze nie zostalem smakoszem tego posilku, jednak nie sa w takie najgorsze w smaku. Kazdy posilek na barce skladal sie z ogromnej ilosci weglowodanow oraz malej porcji mieska. Czas na barce plynal dosc szybko, gralismy w plumpa, polowanie na suke oraz panstwa i miasta - no coz, nie bylo nic innego do roboty. W niedziele rano dotarlismy do Yurimaguas, nie zatrzymywalismy sie tam, stamtad od razu do Tarapoto, tam z kolei wzielismy bus do Chachapoyas. Nie mielismy czasu zeby cokolwiek zjesc w tym czasie ani tym bardziej kupic, w podrozy szamalismy wiec tunczyka i 3 dniowe bulki.